piątek, 1 lutego 2013

Spaguetti alla Puttanesca

Puttanesca, hmm... a cóż to za nazwa... po włosku puttana to nie kto inny jak dama lekkich obyczajów elegancko mówiąc. Nie jest do końca jasna etymologia tejże nazwy - istnieje kilka teorii, a każda lepsza od poprzedniej:) Jedna z nich mówi, że nazwa ma związek z ilością składników czy tam resztek w lodówce - trochę pomidorów, czosnek, kapary, oliwki, anchois. Mnie takie wytłumaczenie nie przekonuje. Kolejne, trochę bardziej wiarygodne wytłumaczenie jest następujące: otóż właściciel pewnej restauracji wymyślił sos na poczekaniu, późno w nocy, a składnikami owego sosu były resztki z całego dnia. Wtedy nazwa, jak rozumiem odnosi się do godzin pracy pewnych pań. No i wreszcie najciekawsza wersja: dawno dawno temu, w słonecznej Italii, praworządne damy, żony i matki nie mogły już dłużej zdzierżyć rozpusty panoszącej  się w swoim miasteczku więc jak tylko zobaczyły z balkonu przechodzącą "kobietę pracującą", celowały z chochli w ową nieszczęsną kobietę przechadzającą się pod latarnią, krzycząc Puttana. Łatwo się domyślić, że chochla pełna była niewinnego sosu z resztek. Ot historia. Nazwa nazwą, ale Puttanesca pyszna jest.

Składniki (4 porcje):
450 g makaronu spaguetti
2 łyżki oliwy
8 ząbków czosnku
1 duża cebula
800 g pomidorów bez skórki z puszki (czyli dwie puszki)
1/4 szklanki czarnych oliwek
1/4 szklanki kaparów (polecam te większe, z ogonkami)
12 płatów anchois
łyżeczka oregano
3/4 łyżeczki rozmarynu
3 łyżki posiekanej natki pietruszki
sól, pieprz

Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę. Przez pięć minut, na wolnym ogniu, smażymy na niej pokrojoną w talarki cebulę z posiekanym czosnkiem. Następnie dodajemy pomidory, kapary, oliwki, dość drobno pokrojone anchois, rozmaryn i oregano. Wszystko razem doprawiamy solą i pieprzem i dusimy przez 15-20 minut, żeby odparować ewentualny nadmiar wody.

Ugotowany makaron mieszamy z sosem na patelni albo polewamy go sosem, jak kto lubi. Dekorujemy posiekaną natką pietruszki.

Smacznego!



wtorek, 22 stycznia 2013

Kurczak w sosie z nerkowców

Orzechy nerkowca, a w zasadzie drzewo pt. Nanercz zachodni trafił do Indii za sprawą Portugalczyków, którzy przywieźli je z Brazylii (swojej kolonii) na Goa (swojej innej kolonii, dzisiaj przynależącej terytorialnie do Indii). Z Indii drzewko zawędrowało potem do Afryki, a orzechy zyskały dużą popularność na świecie. Dzisiaj trudno uświadczyć mieszanki orzechowej bez domieszki orzechów nerkowca - wyróżniają się bananowatym kształtem. Na stałe weszło do hinduskiego menu - jest często używane jako składnik przeróżnych curry czy też słodyczy. Dzisiaj orzech nerkowca jest bohaterem Departamentu:)

Składniki:
4 łyżki oliwy z oliwek
5 piersi z kurczaka
4 średnie cebule (białe)
puszka pomidorów bez skórki
2 łyżki pasty pomidorowej
1/2 łyżeczki mielonego chilli
3/4 łyżeczki kurkumy
2 ząbki czosnku
3 łyżki świeżej, posiekanej kolendry
250 ml bulionu drobiowego
90 g orzechów nerkowca
łyżka jogurtu naturalnego (najlepiej greckiego)
sól, pieprz

W garnku podgrzewamy oliwę. Dusimy w nim posiekaną uprzednio cebulę przez 4 minuty. Do cebuli dodajmy pomidory i pastę pomidorową, chilli, kurkumę, posiekany czosnek, kolendrę i bulion. Dusimy przez chwilę. Zawartość garnka dokładnie blendujemy (powstały w ten sposób sos powinien mieć jednolitą konsystencję). Sos przelewamy z powrotem do garnka.

Orzechy zamieniamy w proszek orzechowy. Do tego celu można użyć moździerza kuchennego. Zamiennie z nim polecam ściereczkę i tłuczek do mięsa (orzechy umieszczamy w ściereczce, zawijamy i tłuczemy).

Zmiażdżone orzechy dodajemy do garnka z sosem i całość dusimy przez ok 10 minut. Do sosu dodajemy wtedy pokrojone w kostkę piersi kurczaka, doprawiamy solą i pieprzem i dusimy przez kolejne 15 minut od czasu do czasu mieszając. Na koniec dodajemy do całości jogurt i dokładnie go mieszamy. W zasadzie gotowe.

Tak przygotowany kurczak świetnie pasuje z najzwyklejszym ryżem. Smacznego!


piątek, 18 stycznia 2013

Północnoafrykański kurczak w sosie cynamonowym

Danie to powinno być przygotowywane w tradycyjnym, stosowanym głównie w Maroku, naczyniu tagine. W polskich realiach jak najbardziej sprawdzi się po prostu garnek z przykrywką :) Jako ciekawostkę należy podkreślić, że oliwki są charakterystycznym składnikiem dań kuchni północnoafrykańskiej. Nie wiedzieliście? To już wiecie. Przygotujcie się na cynamonowy zapach w całym domu!

Składniki:
8 małych pałeczek kurczaka (lub 4 duże)
4 łyżki oleju roślinnego
2 białe cebule
4 ząbki czosnku
1/2 l bulionu drobiowego
łyżeczka kurkumy
łyżeczka sproszkowanego imbiru
2 laski cynamonu
szklanka zielonych oliwek bez pestek
sól, pieprz

Na patelni rozgrzewamy olej. Układamy w niej pałeczki kurczaka i smażymy z obu stron - powinny się przyrumienić (ok 10 min.). Kurczaki zdejmujemy z patelni i przekładamy do garnka. Odlewamy z patelni połowę oleju. Na pozostałym smażymy, na wolnym ogniu, drobno posiekaną cebulę, aż zmięknie. Dodajemy wtedy posiekany czosnek, imbir, kurkumę, cynamon i smażymy mieszając przez ok 2-3 minuty. Wlewamy na patelnię bulion i doprowadzamy do wrzenia.

Zawartość patelnie przelewamy do garnka z pałeczkami kurczaka, dodajemy oliwki, doprawiamy solą i pieprzem i dusimy przez co najmniej 40 minut.

Danie podajemy z kuskusem.


czwartek, 17 stycznia 2013

Tarta warzywna

Dzisiaj coś dla bezmięsnych - tarta nada się idealnie na pożywny brunch albo kolację albo na imprezę ze znajomymi:) Idealne jest również to, że można do środka wrzucić praktycznie wszystkie warzywa jakie mamy w lodówce. 

Składniki ciasta:
300 g mąki pszennej
150 g masła
2 żółtka
7 łyżek wody

Składniki nadzienia:
50 g masła
6 szalotek (ew. młodych cebulek)
1 czerwona cebula
1 czerwona papryka
300 g różyczek brokułów
200 g ziemniaków
1/2 pora
75 g sera feta
300 g śmietany
4 żółtka
75 g sera cheddar (lub innego żółtego, kto co lubi:) )
sól, pieprz

Powyższe składniki przeznaczone są do zrobienia tarty o średnicy 30 cm. Jeżeli macie formę o średnicy 23 cm. to trzeba wziąć 2/3 składników. 

Formę do tarty smarujemy masłem. Rozgrzewamy piekarnik do 180 C.

Mąkę wsypujemy do miski i wcieramy w nią palcami masło - docelowa masa powinna wyglądać jak proszek o ziarnach wielkości kuskusu. W oddzielnej miseczce ubijamy żółtka z wodą i przelewamy do miski z mąką. Ugniatamy ciasto aż do momentu uzyskania jednolitej masy. Ciasto rozwałkowujemy i układamy w formie. Nadmiar ciasta odcinamy nożem. Trzeba pamiętać aby "ponadziewać" ciasto widelcem. Wkładamy ciasto na 10 minut do piekarnika. 

W garnku rozgrzewamy masło. Dodajemy do garnka wszystkie warzywa: cebule pokrojone w plasterki, paprykę w paskach, brokuły, ziemniaki pokrojone w kostkę, prążki pora, doprawiamy solą i pieprzem i dusimy przez 10 minut mieszając od czasu do czasu. Podduszone warzywa przekładamy do formy z ciastem. Wszystko posypujemy startym serem feta. Do formy wlewamy śmietanę uprzednio wymieszaną z żółtkami i doprawioną solą i pieprzem. Na koniec posypujemy startym serem żółtym. Pieczemy przez 30 minut w 180 C.

Ale dobre!



wtorek, 15 stycznia 2013

Pepparkakor

Boże Narodzenie w zasadzie jest już dawno za nami, ale nie przeszkadza to temu, żeby zrobić cynamonowo-imbirowo-goździkowo ciasteczka szwedzkiego pochodzenia pt. Pepparkakor.

Pepparkakor nie różnią się bardzo od amerykańskich gingerspaps poza faktem, że są znacznie mocniej doprawiane. Nie może ich zabraknąć na szwedzkim stole bożonarodzeniowym, często też są wieszane na choinkach w charakterze ozdób - czy można wymyślić lepszą ozdobę choinkową od takiej którą można potem schrupać? :)

Składniki (na ok 120 ciasteczek):
150 g masła
200 g cukru trzcinowego
0,5 dl miodu (może być też syrop klonowy)
1/2 łyżki imbiru
1 łyżka cynamonu
1/2 łyżki mielonych goździków
1 łyżeczka mielonego kardamonu (nie łupinek)
1/2 łyżki proszku do pieczenia
1 dl wody
625 g mąki pszennej

Zaczynamy od dokładnego zmiksowania cukru trzcinowego z miodem i masłem. Po uzyskaniu jednolitej masy, dodajemy przyprawy: imbir, cynamon, goździki i kardamon a także wodę i ponownie dokładnie miksujemy.

W oddzielnej misce mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Wcześniej przygotowaną masę przekładamy do mąki i dokładnie wyrabiamy ciasto. Jeżeli będzie zbyt mokre - dodajemy mąki. Ciasto po wyrobieniu owijamy folią spożywczą i wkładamy na co najmniej 24 godziny do lodówki.

Następnego dnia rozwałkowujemy ciasto jak najcieniej, wycinamy foremkami ciasteczka, układamy na blasze pokrytej pergaminem. Pieczemy przez 5-6 minut w 210 C. Po upieczeniu ciasteczka powinny trochę poleżeć - po kilku dniach można pałaszować:)



sobota, 12 stycznia 2013

Namibijski kurczak w porto

Dzisiaj mnie naszło na trochę, a nawet bardziej niż trochę południowe klimaty, a mianowicie na kuchnię namibijską. Danie będzie idealne na Walentynki albo rocznicę ślubu, gdyż zgodnie z namibijską tradycją serwowane jest w wyjątkowo romantycznych okolicznościach.

Składniki:
8 dużych lub 12 małych pałeczek kurczaka (ze skórą)
1/4 szklanki oleju roślinnego
80 g bekonu/boczku
3 cebule
4 ząbki czosnku
1 łyżeczka tymianku
250 ml  porto
750 ml bulionu drobiowego lub warzywnego
1/2 szklanki rodzynek
sól, pieprz

Na dużej, głębokiej patelni rozgrzewamy olej. Układamy w nim pałeczki kurczaka i smażymy aż się lekko przyrumienią, przez 10 minut. Pałeczki zdejmujemy z patelni i odkładamy na bok. W miejsce kurczaka wrzucamy boczek i smażymy aż się przybrązowi. Dodajemy wtedy pokrojone w talarki cebule i czosnek i dusimy pod przykryciem aż cebula stanie się miękka. Na patelnię wsypujemy wtedy tymianek, dokładnie mieszamy i dolewamy porto. Doprowadzamy do wrzenia na wolnym ogniu i gotujemy przez 2 minuty. Następnie dodajemy bulion i rodzynki, mieszamy. Układamy pałeczki kurczaka z powrotem na patelni. Przykrywamy i dusimy na wolnym ogniu przez ok 25-30 minut.

Gotowe - smaczne, proste i podobno romantyczne :) Podajemy najlepiej z młodymi ziemniaczkami, lub po prostu małymi ziemniakami.

Pozdrawiam i smacznego!


środa, 9 stycznia 2013

Cannelloni ze szpinakiem w sosie pomidorowym

Szedłem sobie dzisiaj moim ulubionym bazarkiem na Służewiu no i wpadły mi w ręce dwie torby szpinaku. Ot historia. Oczywiście kupiłem, bo sobie uświadomiłem, że to na szpinak miałem od dłuższego czasu ochotę. Dokupiłem jeszcze dwie puszki pomidorów i popędziłem do kuchni.

Makaron Cannelloni został "wynaleziony" w 1907 roku w restauracji 'O Parucchiano w Sorento, oczywiście we Włoszech. Ten typ makarony zyskał bardzo dużą popularność podczas drugiej wojny światowej kiedy to wiele rodzin uciekało przed bombardowaniami z Neapolu do Sorrento. W każdą niedzielę restauracja 'O Parucchiano produkowała wtedy dziennie ok 120 kg. makaronu cannelloni.

Składniki:
makaron cannelloni (12 rurek)
0,5 kg świeżego szpinaku (tak, będą to dwie wielkie siaty)
2 puszki całych pomidorów
100 g sera mascarpone
3 ząbki czosnku
garść świeżej kolendry
łyżeczka octu winnego
1/2 łyżeczki cukru
1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej
oliwa z oliwek
sól i pieprz

Umyte i wysuszone liście szpinaku siekamy stosunkowo drobno. Na patelnię wlewamy 2 łyżki oliwy z oliwek, rozgrzewamy i wrzucamy na nią szpinak. Góra szpinaku w procesie duszenia szybko zmniejszy swoją objętość i wystarczy akurat do wypełnienia 12 rurek cannelloni. Podduszony szpinak przyprawiamy solą, pieprzem, gałką muszkatołową. Dodajemy też dwa posiekane ząbki czosnku. Dusimy na wolnym ogniu jeszcze ok. 10 minut. Na koniec dodajemy do niego ser mascarpone, dokładnie mieszamy i odstawiamy na bok.

W garnku rozgrzewamy łyżkę oliwy. Przez minutę smażymy na niej 1 ząbek czosnku. Dodajemy zawartość 2 puszek pomidorów - rozdrabniamy je z grubsza. Przyprawiamy solą, pieprzem, dodajemy cukier i ocet winny i gotujemy na wolnym ogniu przez ok 20-25 minut. Sos nie powinien być zbyt wodnisty. Na koniec doprawiamy drobno posiekaną kolendrą (jeżeli ktoś nie lubi to można oczywiście to pominąć - ja jestem kolendrowym zapaleńcem).

Piekarnik rozgrzewamy do 150 C. Dno naczynia żaroodpornego "wyścielamy" odrobiną sosu. W naczyniu układamy wypełnione szpinakiem cannelloni (nie ma potrzeby wcześniej ich podgotowywać). Powinny być dość ścisło ułożone ważne więc żeby dobrać ilość składników do wielkości naczynia jakim dysponujemy. Ułożone cannelloni pokrywamy pozostałym sosem pomidorowym - nie trzeba oczywiście zużywać całości. Cannelloni nie powinno w sosie pływać, powinno być za to nim przykryte. Wtedy się ugotuje i nie wysuszy. Pieczemy przez 30 minut - wtedy widelec powinien "gładko" przebijać makaron. Jeżeli tak nie jest, to pieczemy jeszcze przez 10 minut.

Pozdrawiam i życzę bardzo smacznego!


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Zupa cebulowa

Sezonu na zupy ciąg dalszy:) W zimny, wietrzny dzień nie ma nic lepszego od rozgrzewającej, pożywnej zupy, i to jakiej zupy! cebulowej! Zupa rodem z Francji sprawdza się zarówno jakie główne danie, lub też jako wykwintna przystawka podawana w kokilkach. 

Składniki:
1,5 l bulionu wołowego (może być też drobiowy lub warzywny)
5 dużych cebul (białych)
1/6 kostki masła
2 ząbki czosnku
1/2 łyżeczki cukru
2 liście laurowe
1/3 łyżeczki tymianku
2 łyżki whisky

Zaczynamy od zdecydowanie nieprzyjemnej czynności jaką jest zabawa z cebulami. Cebule (polecam białe, bo zupa z nich wygląda bardziej estetycznie niż z czerwonych) obieramy, przepoławiamy i kroimy w dość cienkie talarki. Pokrojone cebule powinny zmieścić się w 7 szklankach. Jeżeli lubimy mniej gęste zupy to wystarczy 6 szklanek cebuli.

W dużym garnku o grubym dnie rozpuszczamy na wolnym ogniu masło i wrzucamy doń cebulę. Dusimy ją przez ok. 40-45 minut od czasu do czasu mieszając. Nie powinna się przypalić, powinna się natomiast lekko przybrązowić. Po ok. 30 duszenia, dodajemy do cebuli cukier - uzyskamy wtedy ładny złocisty kolor. Na koniec do cebuli dodajemy posiekany drobno czosnek i dusimy przez jeszcze 2 minuty.

Do garnka z cebulą wlewamy bulion (niektórzy zamiast bulionu używają wody, ale zupa na wodzie nigdy nie będzie tak smaczna jak na wywarze z mięsa i warzyw), dodajemy tymianek, liście laurowe, doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy także whisky. Mieszamy i przykrywamy. Podgrzewamy na wolnym ogniu przez 30-35 minut. W zasadzie to wszystko (liście laurowe po ugotowaniu zupy wyjmujemy z garnka).

Podajemy z grzankami. Francuzi zapiekają zupę w kokilkach z zerem Gruyere na wierzchu, mnie jednak naszło na wersję nieco bardziej dietetyczną:)

Pozdrawiam i smacznego poniedziałku!


niedziela, 30 grudnia 2012

Krem z selera naciowego

Smaczne danie na szybko, w dodatku praktycznie robi się samo a ponad to przygotowując je, można zrobić porządki w lodówce. Czyli: robimy zupę warzywną, a w zasadzie krem. Nie dość, że smakuje świetnie to jeszcze prezentuje się bardzo dobrze i spełnia swoją rolę jako przystawka.

Składniki:
1,5 l wody
2 udka kurczaka
8 słupków selera naciowego
3 marchewki
por
cebula
2 ząbki czosnku
2,5 cm kawałek imbiru
szczypior
garść świeżej kolendry
ziele angielskie
4 liście laurowe
sól, pieprz

Cała filozofia kremu z selera sprowadza się do dwóch punktów: 1) zrobienie bulionu i 2) zblendowanie zawartości garnka. Proste? A jakże!

Bulion jest bazą wielu potraw, nie tylko zup. Jest podstawowym składnikiem np. wielu hinduskich curry. Zaletą bulionu jest to, że można go zrobić praktycznie ze wszystkiego, i że można go przechowywać w zamrażarce przez ok 2-3 miesiące.

Mój bulion bazuje na mięsie z kurczaka, równie dobrze może być to bulion wołowy. Mieszanka warzyw też jest bardzo umowna, ale najczęściej wybieramy z następującego spectrum: marchew, pietruszka, seler, por, cebula. Do złamania smaku mogą posłużyć też np. grzyby, suszone jabłka, śliwki, suszone pomidory, zioła, zielenina typu szczypior, natka pietruszki, kolendra. Wystrzegamy się natomiast kalafiora i brukselki.

Wodę wlewamy do garnka, wrzucamy do niej kurczaka, ziele angielskie, pieprz, solimy. Dodajemy obrane marchewki, połowę słupków selera, pora, imbir, czosnek i przybrązowioną nad ogniem obraną cebulę (da lepszy smak). Wszystko gotujemy ok. 60-90 minut na wolnym ogniu.

Z garnka wyjmujemy warzywa i bulion odcedzamy na sitku (zostaną na nim wszystkie produkty "śmieciowe"). Do blendera wrzucamy wszystkie warzywa (te ugotowane i te które zostały), dodajemy część bulionu i blendujemy aż do momentu kiedy krem stanie się jednorodną masą (mięso z kurczaka też można zblendować). W zależności od tego, czy chcemy aby krem był mniej lub bardziej płynny, dodajemy jeszcze trochę bulionu. Pod koniec blendowania dorzucamy do kremu kolendrę i szczypior i jeszcze chwilę blendujemy. Gotowe! Bardzo dobrze smakuje posypane świeżymi grzankami.

Jeżeli zostanie nam trochę bulionu to polecam zamrozić. Przyda się na pewno!


sobota, 29 grudnia 2012

Chińskie parowane pierożki z mięsem

Niedawno były Święta Bożego Narodzenia. Na stole wśród wigilijnych potraw nie zabrakło oczywiście polskich tradycyjnych pierogów z kapustą i grzybami. Wtedy właśnie mnie naszło na pierożki a'la Państwo Środka.

Chińskie pierożki jiaozi przyrządzane są na trzy sposoby (abstrachując od nadzienia): mogą być gotowane w wodzie, gotowane na parze bądź też smażone. Z uwagi na pożyczone od koleżanki (tutaj podzękowania dla Eli!) oryginalne chińskie bambusowe naczynie do parowania pierogów zdecydowałem się na wersję gotowaną na parze (zhengjiao), i słusznie bo wyszły nieziemsko smakowicie!

Składniki (na ok. 30 pierożków):

Ciasto:
4 szklanki białej mąki (użyłem Szymanowskiej ale w zasadzie powinna być ryżowa)
szklanka bardzo zimnej wody
pół łyżeczki soli

Farsz:
1/2 kg mielonego mięsa wieprzowego
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżeczka oleju
1 łyżeczka soli
4 łyżeczki pieprzu
1 łyżeczka whisky lub brandy
2-cm kawałek imbiru
1 młoda cebula
2 duże garści świeżej kolendry
4 słupki selera naciowego
1 duża marchew
1 smazone jajko
świeży szczypior

Zaczynamy od przygotowania ciasta:
Sól rozpuszczamy w wodzie, a następnie dodajemy do mąki. Wyrabiamy ciasto aż będzie gładkie. Powinno wyjść dość twarde i mocne. Jeżeli będzie zbyt suche to dodajemy trochę więcej wody. Jeżeli zbyt mokre - odrobinę wody. Odstawiamy na bok - w tym czasie zrobimy farsz.

Ciasto dzielimy na mniejsze części i formujemy podłużne wałki o grubości ok. 2,5 cm. Tniemy na ok 1 cm kawałki i formujemy kulki. Kulki ciasta rozwałkowujemy - im cieńsze tym lepsze, jednak na tyle grube aby nie porwały się przy lepieniu pierożków. Rozwałkowane placuszki powinny mieć średnicę ok. 7,5 cm. Mogą być oczywiście mniejsze lub większe - to już zależy od tego jak duże pierożki chcemy otrzymać.

Mięso dokładnie mieszamy z sosem sojowym, solą, pieprzem, olejem i whisky. Resztę składników siekamy bardzo drobno przy pomocy blendera lub melaksera. Jeżeli warzywa będą w większych kawałkach, to farsz będzie się podczas gotowania rozpadał.

Posiekane składniki dodajemy do mięsa i ponownie mieszamy, aż masa będzie jednolita. Jeżeli będzie za sucha - dodajemy trochę więcej warzyw, jak za mokra - to można dodać odrobinę mięsa. Tak przygotowany farsz będzie niezwykle aromatyczny, kakofonia smaków będzie szczególnie odczuwalna już po ugotowaniu pierożków.

Na krążki ciasta nakładamy po łyżeczce farszu i lepimy. Forma pierożków nie jest zbyt ważna - ja wybrałem formę zbliżoną do polskiej, czyli składane na pół. Na internecie można znaleźć całą masę innych form chińskich pierożków.

Naczynie do parowania wykładamy pergaminem i układamy na nim pierożki. Przykrywamy. W garnku doprowadzamy wodę do wrzenia. Na garnku stawiamy kratkę i na niej bambusowe naczynie do parowania. Naczynie przykrywamy ściereczką, tak aby temperatura w środku była jak najwyższa. Porcję pierożków parujemy ok 12-15 minut, w zależności od grubości ciasta.

Jeżeli nie mamy naczynia do parowania, to możemy zrobić własną konstrukcję: wystarczy wysoki garnek, kratka którą kładziemy na garnku, na niej z kolei układamy pergamin, a całość przykrywamy np. plastykowym pojemnikiem na jedzenie (ważne żeby jego średnica była mniejsza od średnicy garnka - nadmiar pary powinien mieć ujście. Pierożki możemy też ugotować w wodzie: pierożki wrzucamy do wrzątku i przykrywamy. Jak woda ponownie się zagotuje - dolewamy szklankę zimnej wody i ponownie przykrywamy. Czynność powtarzamy raz jeszcze. Pierożki będą gotowe po kolejnym zagotowaniu wody.

Pierożki podajmy zaraz po ugotowaniu. Do pierożków podajemy sos składający się pół na pół z sosu sojowego i octu winnego, doprawionych cukrem do smaku.

Smacznego!